1 września 2009

Mercado i supermercado

Tym razem aż dwa tygodnie wolnego :) Większych wojaży jak na razie nie planuję, ale zapewnę zajrzę tu i uwdzie. Może pozwiedzam okolice...? A może zobaczę Aveiro i Porto? :D Wszystko się okaże już niedługo.

Po miesiącu, nareszcie :P, odwiedziłam targ. Trochę zakamuflowany był, ale z mapą i poinstruowane przez Miguela trafiłyśmy bez trudu ( no bo co to za filozofia, wysiąść na przystanku i przejść na drugą strone drogi? :> ). Z początku problem, bo jak tu zapytać o cenę czy powiedzieć co chce? Sezon turystyczny w pełni, więc sprzedawcy byli przygotowani ;] Tak, że wyszłyśmy obładowane różnej maści zielskiem, trawą, bulwami i nie wiadomo czym jeszcze :D Obiad a'la vega był pyszny, a zupy jarzynowej starczy przynajmniej na tydzień :P Tylko makaron się skończył ;) A tradycja jedzenia płatków zostanie wzbogacona o kawałki jabłek i gruszki. Czyli koniec z nudą ( już mi uszami wychodzą te płatki :P ). 

Tradycja zamkniętych obiektów, które chcemy akurat odwiedzić nie została jeszcze przełamana. Nie wiem dlaczego mamy to 'szczęście' przychodzić do niektórych miejsc w te dni, w które AKURAT są one zamknięte dla szerszej publiki :P Ostatnim przykładem może być ogród z punktem widokowym. Jest on położony na jednym ze wzgórz i podejście jest dosyć strome ( nie wiem ile to było schodów, baaaaardzo dużo :P ) ALE na mapie i w przewodniku jest napisane, że tuż obok jest winda, z której można skorzystać aby się tam dostać. Znalazłyśmy windę, tylko że była zamknięta... ( to źle wróży... ) nie chciałyśmy wrócić jeszcze do domu ( bo przecież dopiero co wyszłyśmy :P ) więc dzielnie pokonałyśmy wszystkie schody ( one naprawdę mnie kiedyś wykończą... ). Zmachane z mapą w ręce poszłyśmy do parku, który AKURAT teraz jest remontowany i nie można tam wejść ( co już było niestety do przewidzenia ). No cóż, jak pech to pech, tylko że nam zdarza się to nadwyraz często. Poszłyśmy przed siebie ( może bedzie jakiś przystanek autobusowy, żeby wrócić do domu... ) i po odwiedzeniu supermarketu ( kupiłam lody waniliowe na pocieszenie :D ) z czterem przesiadkami wróciłyśmy do mieszkania ( tak naprawdę były potrzebne tylko trzy, ale przegapiłyśmy nasz przystanek i musiałyśmy się wrócić LOL. Wersja jest taka, że kierowca nie zauważył, że chciałyśmy wysiąść ;)).

Jakby ktoś pytał, to lody wytrzymały :D ( może dlatego, że jak wracałyśmy to była już prawie 21 ).  Pozdrawiam wszystkie dziobaczki i te niedziobaczki też! 

4 komentarze:

małgorzata pisze...

Po pierwsze zastanawiam się, do której grupy pozdrawianych się zaliczam, aczkolwiek czuję się pozdrowiona! Dziękuję! Apropo's tekstu, to informuję, że pod koniec wakacji w Krakowie naraz, jednocześnie i prawdopodobnie złośliwie, zaczęto remontować baseny (odkryte)... pech?.. jasne, ale dla właścicieli obiektów, bo ci, którzy nas gościli (boski basen kryty AGH!!!)zarobili na nas sporo... spokojnie.. .do "przednówka" starczy! Pozdrawiam,więc gorąco, ale tym razem nie napiszę "trzymaj się"!

Anonimowy pisze...

Dla Ciebie Dziubaczku też gorące pozdrowienia ;**

Fajnie tam masz ;dd

Pati ;)

Ooooo pisze...

Małgorzata:
To zależy czy poczuwasz się do bycia dziobaczkiem czy nie :P

Pati:
Fajniej by było, gdybyś mogła tu być ze mną!

Nika pisze...

Dziobak jest jeden i jedyny, znajdujący się w moim posiadaniu.