7 sierpnia 2009

tramwaj 28

Wyprawa na plażę się nie udała, ale jest z tym związana cała historia. Jako, że nie używamy tymczasowo budzika, wiec śniadanie było kilka minut po 11 ;] Wyszłyśmy na miasto ubrane w stroje kąpielowe, z ręczniczkami i zaopatrzone w odpowiednie specyfiki typu krem do opalania. Miałyśmy odebrać upragnioną kartę 'Viva Lisboa' zatem na piechotę przeszłyśmy się na stacje metra Avenida. Na mapie wszystko wydawalo się proste i co najważniejsze nie tak daleko, tylko że nie jest tam uwzględnione ukształtowanie terenu ;] Zatem przemierzałyśmy ulice na zmiane idąc w górę lub w dół. Po ok dwóch godzinach dotarłyśmy do celu :D ( zaznaczę, że się nie zgubiłyśmy! ) 

Miałyśmy tylko odebrać karty, potem zapytać o kantor i jechać na plażę. Specjalnie poprosiłyśmy Miguel'a aby pomógł nam wypełnić formularz do karty miejskiej i potem pana w informacji, aby poprawnie wpisał dane z dowodu osobistego. Jednak nie uchroniło nas to od błędów i zamiast odebrać karty dzisiaj musimy poczekać do poniedziałku! W sumie nie ma to większego znaczenia oprócz tego, że bilety jednorazowe i dzienne są relatywnie drogie. 

Poszukiwania kantoru okazały się niemalże nierozwiązalną zagadką. Zapytałam kilku znanych mi portugalczyków czy nie wiedzą gdzie można wymienić walutę, ale nie byli mi nic w stanie konkretnego powiedzieć oprócz tego abym spróbowała w banku. Pani w banku do którego weszłam powiedziała, że nie umie angielskiego... W końcu udało się nam uzyskać informacje, że w oddziale western union napewno wymienimy polską walutę i że możemy ich znaleźć niespełna 1km drogi od miejsca gdzie jesteśmy ( jedynie kierunek potrafili nam wskazać ;] ). Heh... trafiłyśmy tam przez przypadek, bo zobaczyłam zamek w oddali i weszłam w uliczkę w której akurat znajdował się western union. Po wyczekaniu się w kolejce dowiedziałam się od bardzo miłego pana ( który już mówił po angielsku ) że tutaj niestety nie przyjmują polskiej waluty. Odesłał nas do miejsca gdzie BYĆ MOŻE przyjmują złotówki. Pani w kantorze chyba nigdy wcześniej nie widziała naszych banknotów i wyciągnęła dużą książkę w której... na kolejnych stronach były wydrukowane papierowe nominały z różnych państw świata :P Znalazła Polskę, przyjrzała się uważnie rysunkom, porównała z oryginałem i uprzejmie oznajmiła jaki jest przelicznik. Po otrzymaniu upragnionych eurosów wybrałyśmy się na przechadzkę po dzielnicy Baixa, gdzie znajdują się sklepy z znanymi przez nas markami. Tym razem odkryciem okazał się sklep z tekstyliami. Wychaczyłyśmy tam podusie!! Nareszcie będę mogła położyć głowę na 'normalnej' poduszcze :P

Skoro było już zbyt późno by wybrać się na plażę, a byłyśmy blisko dzielicy Alfamy więc postanowiłyśmy zbubić się po raz pierwszy w Lizbonie. Podobno ( tak napisali w przewodniku ) właśnie tam przychodzi to najłatwiej. Niestety, idąc na chybił trafił wyszłyśmy na taras widokowy ( niesamowite czerwone dachy, błękitne niebo i rzeka Tag :) ) gdzie był przystanek tramwaju 28. Skąd dostać się w znane miejsce żaden problem :P Jednak skoro już stałyśmy na tym przystanku i AKUTAT nadjechał tramwaj, to idąc za tłumem turystów wskoczyłyśmy do małego żółtego wagoniku. Podróż była niezwykle przyjemna ze względu na otwarte szeroko okna i do tego zabawna gdy rzucało na boki. Gdy dotarłyśmy do końcowego przystanku kierowca bezczelnie nas wyrzucił mówiąc 'go out! GO OUT!!' ;) Żeby nie wracać tą samą trasą ( wcale nie dlatego, że nie zauważyłyśmy różnicy w numerkach :P ) wsiadłyśmy do tramwaju 25 :D Rzeczywiście przejażdzka tymi tramwajami jest punktem obowiazkowym dla zwiedzajacych Lizbonę! Pracowincy Carris, którzy trzymają ster w zółtych tramwajach jeżdzą tak, że nawet jadąc w górę można poczuć wiatr we włosach :P

Ostatecznie, po 8h zapoznawania się z miastem wróciłyśmy pieszo obładowane zakupami z Mini Presco i poduszkami.

Sukcesem dnia dzisiejszego była zupa z brokułami! Nareszcie zapytałam Miguel'a jaki jest trik z kucheną ( tutaj jest sporo takich trików z różnymi urządeniami :D ) bo nie byłam pewna czy uda mi się bez niepotrzebnych zniszczeń zapalić gaz. Muszę przyznać że smakowała wybornie ;) Wyprawa na plażę została przesunięta na niedzielę, niestety...

i na koniec żółty tramwaj lini 28 :)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jesteś niesamowita!... ha ha ha ha ha... uśmiałam się, że hej! właściwie to żadna trudność towarzyszyć Ci (Wam) w tych przygodach, bo prawie widzę i słyszę jak opowiadasz... Poza tym myśle,że miejsce w którym jesteś "ma to coś"... jakiś rodzaj czaru tak jak Kraków... myślę,że wiesz o czym mówię/piszę...dobra! na razie korzystaj z wakacji, chodż na plażę,a ja... do pracy!

Ooooo pisze...

Zdecydowanie Lizbona ma TO COŚ! Może nawet wiecej niż Kraków ;) Zbadam sprawę i później zdam relację :)

Nika pisze...

Ja i tak ją bardziej kocham :P