8 sierpnia 2009

Niespotykany przypływ weny

Podejrzewam, że natłok notatek w ostatnim czasie jest wynikiem nie tyle ilości interesujących zdarzeń, co również dużej ilości wolnego czasu m.in. wieczorami ( jakoś nie ciągnie mnie jeszcze by poznać nocną Lizbonę ;) ). Do atrakcji dnia dzisiejszego należy zaliczyć pchli targ, który odwiedziłyśmy. Jeśli jest coś czego potrzebuję, a jeszcze o tym nie wiem, to jestem pewna, że tam napewno to znajdę ;] Kiedyś jeszcze się tam wybiorę, aby kupić śliczną filiżankę i kilka płyt winylowych. 

Znów spotkałyśmy się z dzikim tłumem turystów, więc musiałyśmy odpocząć w naszej ( mojej? ) ulubionej kafejce. Pan już nas poznał i zamiast po portugalsku zaczął rozmowę po angielsku. Zamówiłyśmy coś dobrego i usiadłyśmy zjeść lunch. Od momentu jak podeszłam do kasy by zapłacić do momentu jak zapłaciłam minęło sporo czasu, ponieważ jak gdyby nigdy nic rozmawiałyśmy z właścielem o różnych rzeczach :) Nie spotkałam się nigdy wcześniej z taką kulturą :) Bardzo pozytywne wrażenia z ostatnich dni.

Kiedy nabrałyśmy sił ruszyłyśmy w stronę zamku. Najbardziej spodobały mi się schody 'do nikąd', takie naprawdę długie ( jakby się ktoś interesował gdzie takowe są, to chodziłyśmy po murach i o ile mnie mój zmysł orientacji nie zawodzi to na zachodniej stronie można się na nie natknąć ). Byłam dzielna i dobrowolnie zeszłam na dół, a potem wyszłam ( nie miałam innego wyjścia wtedy, no chyba że skoczyć i się połamać :D ).  Miejsce ogólnie bardzo przyjemne i z chęcią wybiorę się tam ponownie, chociaż by po to by przespacerować się po ogrodzie i pójść wzdłuż tarasu widokowego. Na szczęście słońce nas jeszcze nie spaliło, ale już odczuwam delikatnie przypieczone ramiona i czerwony dekolt :P Dziś było znacznie cieplej niż w ostatnich dniach.

Jako niestrudzone turystki po kolejnym dniu pełnym wrażeń pojechałyśmy do sklepu zakupić zapasy mineralnej i takich rzeczy jak mąka, ryż, cukier czy olej. Pod ciężarem kilogramów doczołgałyśmy się do domu ( te schody kiedyś mnie zabiją! ). Radość po wejściu do upragninej klatki schodowej trwała krótko, ponieważ tam oczywiście napotkałyśmy kolejne schody. Mam nadzieję, że to już ostatnie w dniu dzisiejszym :D Może gdymym miała lepszą kondycje, te miliony schodów wydawały by mi się bardziej urokliwe.

Część ogrodu w Castelo de São Jorge

Widok z zameczku na Lizbonę.

Pchli targ ;]

Jakaś nawa w której schowałam się, ale Natalia mnie przyłapała na gorącym uczynku!

Polski zółty akcent!

I te schodki :P Ładne, nie?

4 komentarze:

małgorzata pisze...

http://www.youtube.com/watch?v=Ys0hBEEM2Lo&feature=related
.....to jedyne co mi się skojarzyło z tym tekstem, no po za bolesnym skurczem łydek...

małgorzata pisze...

Widzę, że dodałaś zdjęcia... są super! Dziekuję Olenko! Traz łatwiej można sobie wyobrazić rzaczywistość, która Cię otacza... a ogród jest.. cudny,naprawdę!!!

Ooooo pisze...

No był taki czas kiedy się zmobilizowałam do wklejania zdjęć :P Trzeba było jakoś wzbogacić suchy tekst :D Teraz dodaję komentarze ;)

Nika pisze...

zamiast się uczyć...