Pobyt w Anglii już się zakończył ( doleciałam cała do Portugali! małe perypetie też były ;) tzn. na lotnisku, gdy już zajęliśmy miejsca w samolocie pilot oznajmił, że w wyniku błędu systemu wsiedliśmy do złego samolotu :P ( byliśmy już opóźnieni o 15 minut ) i musimy się przesiąść. Nie żebyśmy musieli wrócić na lotnisko, znowu poczekać i przejechać się zatłoczonym autobusem gdzieś gdzie zaparkowali nasz samolocik. Koniec końców, miałam miejsce przy oknie i z dwugodzinnym opóźnieniem opuściliśmy lotnisko w Luton ). Zatem w skrócie, żeby nie przynudzać:
Miałam tą przyjemność mieszkać w Colchester - nieoficjalnym najstarszym mieście w Angli, takie ładne miasteczko położone 1h drogi od Londynu z ciekawą historią. Nie da się ukryć, że specyficzne małe, malownicze domki z zadbanymi ogródkami rzucają się w oczy i są naprawdę bardzo charakterystyczne dla tego kraju. Historia tego miasta sięga około 50 BC i ma wiele zawrotów akcji. Na wzgórzu jest ładnie usytuowany zamek z dość pokaźnym parkiem. Zaraz przy zamku, zostało stworzone kilka ogrodów na wzór europejskich. Najbardziej spodobał mi się ogród który ma działać na zmysł powonienia, podejrzewam że zasadzono tam wiele roślinek które wydzielają przyjemny zapach. Nie było żadnego intensywnego zapachu ( może dlatego że tam jest cały czas wiatr, czasem mocny czasem ledwo zauważalny ) jednak mimo to podobał mi się bardziej od pozostałych.
Ostatnim etapem wycieczki był Londyn. Spędziłam tam dwa dni i może jeszcze kiedyś tam wrócę, ale jak na razie mi wystarczy. Wiem, że byłam tam jako turysta jednak te przytłaczające tłumy innych turystów były straszne... Turyści jak turyści, DZIECI!!! niech już biegają i rozbijają nogi gdzie popadnie, tylko dlaczego piszczą, płączą, przekrzykują się i generalnie KRZYCZĄ? Można nabawić się migreny... Buckingham Palace nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, byłam nawet trochę zawiedzona patrząc na fasadę budynku. Bilety wejściowe do różnych atrakcji kosztowały sporo, więc sobie podarowałyśmy wchodzenie do środka. Zresztą tłumy i kolejki równie skutecznie odstraszały jak ceny. Przez jeden dzień zwiedzałam Londyn dzięki spechalnym autobusom 'hop-on hop-off' z otwartym dachem. Było kilka lini, ale nam najbardziej przypadła do gustu czerwona i żółta ponieważ trasa zawierała wszystkie najładniejsze miejsca. W ramach biletu była również podróż promem po Tamizie, z czego z chęcią skorzystałyśmy. Zarówno w autobusie jak i na promie była możliwość posłuchania ( czy to przez słuchawki, czy przewodnika ) ciekawych informacji o mijanych właśnie budowlach czy miejscach. Kilkakrotnie powtórzył się motyw Harrego Pottera, a to tutaj uczył sie odtwórca głównej roli albo ten most został wykorzystany przy kręceniu filmu. Dobry chywt, ponieważ podejrzewam, że większość turystów coś tam wie m.in. my. Określenie, coprawda nie moje, ale wydaje mi się trafne, Londynu jako miasto betonu nie jest chybione. To co najbardziej spodobało mi się to metro. Duszno było bardzo, ale jednak podróżowanie przez miasto bez korków i przemieszczanie sie w odległe miejsca w kilkanaście minut było genialne. Tak samo jak pociągi osobowe, zupełnie inna historia...
Pozdrawiam wszystkich z słonecznej Lizbony! Buziaki :)
5 komentarzy:
"Londyn, miasto betonu"... hmmm... szkoda! naprawdę mało tam zieleni i przyrody ogólnie? A jakieś rozjechane wiewórki,czy koty? a parki i skwery? Duszno, szaro, ponuro i deszczowo? No szkoda... ale masz zaliczone... brawo!
Takie wrażenie.
...no trochę szkoda,ale może z perspektywy czasu będzie inaczej, bo wieeeesz... ja do Londynu chętnie, więc nie psuj mi nastroju, ok? Dobra: BYŁAŚ, ZOBACZYŁAŚ, WYJECHAŁAŚ... i pięknie! Baw się dobrze gdziekolwiek!
A jedź do Londynu, choćby po to by obalić moją teorie :P Będzie mi miło podyskutować z kimś o odmiennych poglądach :D
Oooo, zdjęcia... super!... wiesz co? wcale nie chcę obalać zadnej teorii. Ot... nie mam zdania i musi mi wystarczyć Twoje wrażenie. Masz ciekawe i wnikliwe obserwacje, więc... ale.. chętnie podyskutuję! Z Tobą zawsze!!
Prześlij komentarz