17 września 2010

Os meus primeiros dias no Brasil :D

Po wyczerpującej podróży, gdy udało mi się zaadaptować w nowym otoczeniu ( mam na myśli mięciutkim łóżeczku ) to wcale nie chciałam z niego wychodzić :D
Dlatego też, pierwszych kilka dni jest mniej ciekawych ( z punktu widzenia atrakcji turystycznych ). Odwiedziliśmy krewnych, centrum handlowe ( już wtedy poszukiwalam havaianas :D ) i tak upłynął czas aż do weekendu. Nadmienię, że zmiana klimatu dała mojej głowie wiele powodów do niezadowolenia i w efekcie cierpiałam na permanentny ból głowy.
Wszystko do okoła nowe, inne, powiedziałabym nawet, że oryginalne. Jakby nie było tutaj jest zima teraz i mogłabym obawiać się, że będzie chłodno. Zielone drzewa, piękne kwiaty niemalże wszędzie i upalne dni przekonały mnie, że jakiś żartowniś nazywa zimą to czym pochwalić się nie może nasze kapryśne lato :D Czy zapomniałam o czymś jeszcze zadziwiającym? Teraz jakoś nie mogę sobie przypomnieć.
Wracając do soboty. To była nasza pierwsza dłuższa wycieczka. Wybraliśmy się na plażę w okolicy, która nazywa się Barra de Guaratiba. Cóż by tutaj dodać... Ładne miejsce, piasek, brak miejsc do parkowania, przepyszne açaí i przyjemnie ciepła woda :D Czyli nie mniej i nie więcej jak dobry przepis jak spędzić miłe popołudnie w dobrym towarzystwie :)
A teraz zamiast przynudzać dodam kilka zdjęć.
"Nasza" rejestracja. Tu co ciekawe, mają nazwę "województwa" - RJ, i nazwę miasta w którym samochód był zarejestrowany - tutaj Rio de Janeiro :D I wszystko jasne ;]
Tutaj spacerowaliśmy pierwszego dnia, Rio de Janeiro - Campo Grande.

Fusca :D Te samochody są wszędzie!
Wszędzie, znaczy się wszędzie w Rio :D
Ta zieleń o której mówiłam.
I to co zapomniałam dodać, pagórki. Po prawej, po lewej, z tyłu i z przodu. Wszędzie. Dosłownie!
Już na plaży. Ten jeden jedyny raz miałam okulary :P Potem z nich zrezygnowałam ( na korzyść skośnych oczu i zmarszczek ) żeby nie mieć później śladu na buzi.
Sztuka w czystej postaci, nieprawdaż?
Część plaży, ta bezludna :P
:D
I ta ludna.

Brak komentarzy: